Kantabria otoczona jest od północy Morzem Biskajskim i od południa Górami Kantabryjskim. Jest to wspólnota autonomiczna, która zajmuje 1% powierzchni Hiszpanii, choć nie znaczy to, że powinnyśmy marginalizować ten niezwykle ciekawy region. Dlaczego ? Przynajmniej dlatego, że jest jednym z najbogatszym regionów na świecie… pod względem znalezisk archeologicznych, których to świetnym przykładem są malowidła ścienne w Altamirze, namalowane przez ludzi pierwotnych już ok. 20 000 lat temu i które wszyscy znamy z podręczników historii.
Następnym powodem dla którego nie warto omijać tego regionu jest tutejsze położenie geograficzne. Morze Kantabryjskie wbijające się w piękne klify, małe zatoczki i zielone wzgórza wraz z majestatycznymi Górami Kantabryjskimi, pełnymi jaskiń, świetnych szlaków turystycznych i wielu zabytków, sprawia, że mimo często nieprzewidywalnej pogody w porównaniu z południem Hiszpanii, jest regionem docenianym przez samych Hiszpanów czy Francuzów. Wspólnota w swoich granicach posiada rozciągającą się na 350 kilometrów Costa Verde czyli z hiszp. Zielone Wybrzeże, jeden z największych Parków Narodowych w Hiszpanii – Parque Nacional Picos de Europa czy doskonale zachowane perełki architektury z różnych epok jak np. średniowieczne miasteczko Santillana del Mar czy Comillas z jednym z pierwszych projektów Antoni Gaudí.
Pewnego dnia, budząc się w Santillana del Mar sam byłem zaskoczony wyglądając za okno, bo i flaga i pogoda idealnie pasowały do polskiego klimatu 😉 Co ważne region nie jest obciążony brzemieniem turystycznej nawałnicy jak się to spotyka co roku na Costa Brava czy Costa del Sol. W górach możecie napotkać niedźwiedzie a w rzekach pełno jest pstrągów i łososi, którymi już w starożytności żywiło się plemię Kantabrów, później podbite przez Rzym a od XI wieku pod skrzydłami m.in. Królestwa Kastylii. Przez wszystkie stulecia mieszkańcy korzystali z tych samych dobrodziejstw przyrody.
Region słynie ze świetnej jakości ryb takich jak morszczuk, dorada, leszcz, sola, makrela, sardynki czy barwena a także owoców morza w tym: kalmary, omułki, homary czy kraby. Tutejsi pasterze od wieków hodowali bydło o wspaniałym mięsie, które nadal jest symbolem pewnym symbolem wśród Hiszpanów. Tym samym pasterzom a także ich owcom, krowom i kozom zawdzięczamy też świetne sery, takie jak Quesucos de Liébana i Bejes-Tresviso czy choćby masło, które spożywano tu już 2000 lat temu. Wartym uwagi jest też chorizo z Potes, którego produkcja trwa aż 25 dni czy kaszanka zwana morcilla lebaniego z tej samej prowincji.
Na talerzach mieszkańców Kantabrii odnajdziemy najczęściej potrawy, które idealnie wpasowują się w górski klimat, choć Polakom góry i morze, wydaje się odległe. Tutaj istnieje pewna synergia przyrody. Są to głównie dania bardzo pożywne i dające dużo energii w tych często trudnych warunkach. Stąd znajdziemy tu między innymi Cocido montañés, czyli z hiszp. gulasz góralski, przygotowywany z białej fasolki, marynowanych żeberek, chorizo, boczku, morcilla (kaszanki) czy ucha świni. Innym przykładem jest Cocido lebaniego z górskiej prowincji Liébana. Gulasz z tego regionu przyrządza się z ciecierzycy, kapusty, chudego boczku, golonki, chorizo i ziemniaków.
Do tak tłustych i ciężkich potraw wręcz idealnie komponuje się świeży cydr z kantabryjskich jabłek, który pozwoli przeżyć tak syte jedzenie. Do lżejszych potraw choć, nie koniecznie mało kalorycznych możemy zaliczyć potrawy z owoców morza, takich jak sorropotún, zwana również jako marmita de bonito. Jest to zupa, którą pierwotnie przygotowywali rybacy, pływający po Zatoce Biskajskiej, stąd też potrawa znana jest i w Kantabrii i w Kraju Basków. Zupę przygotowywali na swoich łodziach podczas połowów, gdy byli z dala od lądu. W stolicy Kantabrii – Santander, przechodząc obok portu nie sposób poczuć zapachu świeżych ryb i owoców morza. Właśnie dlatego należy wstąpić do typowego portowego baru, gdzie z pewnością będziemy mieli okazję spróbować świeżo złowionych serdelek smażonych w oliwie czy kalmarów obtoczonych w mące i smażonych na głębokim tłuszczu , zwanych „rabas”.
Odchodząc trochę od morza należy wspomnieć o prawdziwie góralskim napoju jakim jest Orujo, czyli słodki i mocny likier tłoczony z wytłoczyn oliwek. Wytwarzany w Liébana już w XIV wieku, do dziś, trunek cieszy się dużą popularnością wśród Kantabryjskich „górali”, którzy organizują mu swoje święto. Fiesta de Orujo co roku odbywa się w Potes, miejscowości u podnóża Gór Kantabryjskich we wspomnianej już prowincji Liébana. Podczas imprezy wytwórcy destylują alkohol na oczach odwiedzających ją mieszkańców i turystów, którzy mają możliwość skosztowania tego 50 % alkoholu, prosto po procesie destylacji. Likier, często serwuje się do deserów, jak np. do świetnego sernika La Pasiega, ze świeżego krowiego sera, jajek, mąki, masła, cukru a także ze startej skórki z cytryny wraz z odrobiną cynamonu.
Innym deserem z La Pasiega jest biszkopt o nazwie Sobao z dodatkiem likieru lub rumu, który kiedyś był wypiekany z ciasta chlebowego. Dziś często korzysta się z proszku do pieczenia. Krojony jest na małe kwadraty i podawany w wywiniętym do góry papierze pergaminowym, który nazywa się gorros, z hiszp. kapelusz. Ostatnim deserem, o którym wspomnę jest Corbata, czyli z hiszp. krawat. Deser z ciasta francuskiego z dodatkiem migdałów, które wycina się i zwija w formę wyglądem przypominający część męskiej garderoby. Pochodzi ona z północno – zachodniej części Kantabrii, a dokładniej, ze wsi Unquera, graniczącej z Asturią.
Cała Kantabria, pod względem ilości mieszkańców jest wielkości miast takich jak Wrocław czy Kraków. Mimo tak małej społeczności i trudnych warunków górskich, kuchnia jest niezwykle zróżnicowana. Wytwarzane tu produkty, takie jak sery, mleko, masło, mięso czy alkohol, stały się prawdziwym symbolem najwyższej jakości wśród samych Hiszpanów!
Na zachętę, krótki trailer filmu pt. „Heidi” z malowniczymi pejzażami Gór Kantabryjskich 😉