
Majorka to największa wyspa Balearów, której dzisiejszy budżet w blisko 90 % zasila turystyka, choć jeszcze w pierwszej połowie XX wieku była oparta na rolnictwie i rybołówstwie. Dlatego właśnie rolnicy i rybacy stworzyli tutejszą kuchnię, z której większość tradycyjnych potraw to potrawy łatwe w przygotowaniu i pożywne. Często to dania jednogarnkowe, gotowane w greixoneras, glinianych naczyniach, które znajdziemy w każdym domu na Balearach. Na sąsiedniej wyspie – Ibizie powstała nawet potrawa, która nazywa się identycznie jak owy garnek. Ale o niej później.
Wielu Polakom Baleary, kojarzą się bardziej z masową turystyką, która polega na korzystaniu ze słonecznych i plażowych dobrodziejstw, które Majorka, Minorka czy Ibiza bezsprzecznie posiadają. Dzięki nim na archipelag przybywa rocznie około 5 milionów turystów z całego świata. Archipelag znajduje się w umiarkowanym klimacie śródziemnomorskim, gdzie od kwietnia do października mamy powyżej 20 stopni Celsjusza.
Wyspy kulturowo i historycznie należą do Krajów Katalońskich, które posługują się językiem katalońskim.
Archipelag przechodził z rąk do rąk już od X wieku przed naszą erą. Począwszy od Fenicjan, Kartagińczyków, Rzymian, którzy na wyspy sprowadzili oliwki, Wandalów, Wizygotów, później przez ponad 300 lat Arabów, dzięki , którym zaczęto uprawiać tu pomarańcze i migdały. Później po chrześcijańskiej rekonkwiście, Aragończycy zostali tu znacznie dłużej. W międzyczasie powstało również na kilkadziesiąt lat Księstwo Majorki, które przeszło z powrotem do rąk Aragońskich a później hiszpańskich, z których to kolonii w Ameryce sprowadzono ziemniaki, pomidory i paprykę. Przez swoją historię i jej częste zawirowania Baleary stały się w pełni samowystarczalne, mimo niezbyt żyznym glebom.

Tak jak wspomniałem na początku, kuchnia regionalna Balearów to połączenie tego co dało morze i tego co wyhodowano na lądzie i jest to kuchnia, która swoją prostotą przemawiała do rybaków i rolników. Świetnym przykładem i jedną z najpopularniejszych tradycyjnych potraw jest Frit mallorquí, jednogarnkowa potrawa składająca się z podrobów wieprzowych lub jagnięcych, smażonych na oliwie z oliwek wraz z zielonymi papryczkami, cebulą a także czosnkiem.
Mniej znaną potrawą, której z trudem szukać w przewodnikach czy w książkach kucharskich są Llengua amb tàperes / Las lenguas mallorquinas. Potrawa na bazie ozorów wołowych w formie gulaszu z dodatkiem kaparów. Ów rodzaj gulaszu , którego główna rolę grają ozorki, przyrządza się wraz z pomidorami, cebulą, marchewkami, czosnkiem i z dodatkiem brandy i jerez. Tradycyjnie spożywa się ją częściej podczas śniadania niż obiadu. Podaje się je osobno lub w formie tapas. Jest to dość dziwny zwyczaj, gdyż śniadanie w większości regionów półwyspu Iberyjskiego należy do lekkich lub słodkich.
Następną typową potrawą tym razem również majorkańską jest Tumbet Mallorquin, w której te same ziemniaki, wspaniale komponują się z pokrojonymi w cienkie plastry bakłażanem, pomidorami i papryką, smażonymi na tutejszej oliwie z oliwek, w pewnym sensie podobnym do francuskiego ratatouille.

Czym jeszcze mogą pochwalić się Baleary ?
Jest produkt, bez , którego większość mieszkańców Hiszpanii kontynentalnej nie wyobraża sobie życia. Sobrassada, bo o niej mowa, jest swego rodzaju kiełbasą produkowaną z mięsa wieprzowego tutejszych czarnych świń, doprawiona solą, rozmarynem, tymiankiem pieprzem i papryką słodką pimentón lub ostrą. Ma ona strukturę bliższą pasztetowi niż kiełbasy. Najlepsza sobrassada to ta oznaczona tytułem „Sobrasada de Mallorca de Cerdo Negro”, którą bez najmniejszego problemu można zakupić na terenie całej Hiszpanii.

Majorkańczycy mogą się również pochwalić cenionymi wśród sommelierów winami, które to produkowane są głównie w Manacor, Algaida, Felanitx, Santa Maria, Porres, Petra, Andratx oraz Binissalem. Jednak polecam zajrzeć do małych winnic, gdzie można spróbować vino de la casa – wino domowe. Możemy nalać je sobie do butelki lub usiąść i wśród autochtonów spróbować jednej z kilku regionalnych potraw, które tu opisuje.
Majorka też ma swoją Pizzę! Coca, jest potrawą, którą możemy spotkać na Balearach pod różnymi postaciami. Jedna z najpopularniejszych to Coca de Trampó Mallorquina, podobna do włoskiej wersji słynnej na cały świat pizzy. Na wierzchu ciasta znajdziemy znów tutejszą zieloną/czerwoną paprykę, pomidory i cebulę. Druga natomiast jest zupełnie inna, ale ją zostawię na deser.
A propos słodkości, czas przejść do deserów, w których możemy się tu delektować bez końca. W dużej mierze za sprawą arabskich wpływów, którzy od X do XIII wieku, władali Balearami a stolicy Palmie przywrócili świetność, którą to zniszczyli Wandalowie po wygranych z Rzymianami. Do dziś jednymi z ważniejszych atrakcji turystycznych są pozostałości po Maruach, np. Łaźnie Arabskie czy Palau de l’Almudaina, czyli Pałac Królewski.
Tu obiecana wcześniej coca z ziemniaków i wcale nie jest to pomyłka z pozycją w menu. Coca de patata de Valldemossa, to deser podobny do czeskiego bramborovego knedlika. Ciasto przygotowywane na bazie ziemniaków, mąki i drożdży i wody. Różnicą jest dodatek cukru i typ obróbki termicznej, gdzie zamiast gotowania na parze, coca jest wsadzana do piekarnika na 170 stopni C i po 8-10 minutach wyciągana a na wierzch posypuje ją się cukrem pudrem i najczęściej podaje się w towarzystwie gorącej czekolady. Osobiście polecam tą kaloryczną przyjemność 😉

Wspomniany deser pochodzi, jak sama nazwa skazuje z Valldemosy, miasta, które znane jest również za sprawą pewnego Polaka. Właśnie w tej miejscowości przebywał by kurować swoją gruźlicę, nasz słynny kompozytor – Fryderyk Chopin, . Przed przyjazdem do Valldemosy w 1838 roku pisał do swej ukochanej:
„Jestem w Palmie między palmami, cedrami, kaktusami, oliwkami, pomarańczami, cytrynami, aloesami, figami, granatami itd. Co tylko Jardin des Planes ma w swoich piecach. Niebo jak turkus, morze jak lazur, góry jak szmaragd, powietrze jak w niebie. W dzień słońce, wszyscy letnio chodzą, i gorąco; w nocy gitary i śpiewy po całych godzinach. Balkony ogromne z winogronami nad głową; mauretańskie mury. Wszystko ku Afryce, tak jak i miasto, patrzy. Słowem, przecudne życie. (…) Mieszkać będę zapewne w przecudownym klasztorze, najpiękniejszej pozycji na świecie: morze, góry, palmy, cmentarz, kościół krzyżacki, ruiny moskietów, stare drzewa tysiącletnie oliwne. A, Moje Życie, żyję trochę więcej… Jestem blisko tego, co najpiękniejsze.”
Niestety okazało się, że jego pobyt nie należał do udanych. Po pierwsze jego fortepian zaginął w drodze i odnalazł się dopiero 3 tygodnie przed wyjazdem. Po drugie pogoda zamiast słoneczna, była wyjątkowo deszczowa tamtejszej zimy. Po trzecie mieszkańcy z obawy, że sami zachorują nie byli mu zbyt przychylni. Prawdopodobnie wszystkie wspomniane nieszczęścia wpłynęły na jego ocenę regionalnej kuchni, która również nie przypadła mu do gustu.

Innym majorkańskim deserem jest znana już w XVII wieku Ensaïmada, którą to przygotowywano z okazji większych uroczystości. Słowo saïm, po katalońsku oznacza smalec wieprzowy, swoje korzenie ma w języku arabskim, shahim oznacza tłuszcz. Ów tłuszcz jest ważnym składnikiem ciast, które przygotowuje się razem z mąką, jajkami, cukrem, wodą i zakwasu podobnego do tego z, którego przyrządzamy chleb.
Nawiązując do wstępu, zbrodnią byłoby zakończyć wpis o kuchni Majorki bez Greixonera. Tę potrawę spotkacie również na Ibizie a przyrządza się ją z kilkudniowych Ensaïmad, które to dodaje się do podgrzanego mleka, z dobrze rotrzepanymi jajkami, cukrem i skórką z cytryny. Po wylaniu do tradycyjnego naczynia, nazywanego greixonera, piecze się je w umiarkowanie nagrzanym piekarniku przez pół godziny. Gdy ostygnie do podania posypuje się ją cukrem pudrem i cynamonem. Prawdziwe niebo w gębie! Mam nadzieję, że narobiłem Wam smaka na Majorkę! Do zobaczenia! 😉